wtorek, 4 czerwca 2013

I po badaniach

Jesteśmy po badaniach. Następna kontrola u pulmonologa na początku sierpnia + spirometria. Sterydy cały czas będziemy musieli brać, aby nie dopuścić do tego, co stało się jakiś czas temu.
Dzisiaj byliśmy na standardziku, czyli morfologia + mocz. Zaliczyłam też test na glukozę / cukrzycę ciężarnych i to było koszmarne badanie. Nic skomplikowanego, sprawdzają krew z palca i poziom cukru, potem trzeba wypić taki niepozorny kubeczek wody z glukozą, ale matko ! jest tam tego tyle, że po pierwszym łyku, już mi się cofnęło, ale wmusiłam to w siebie. Miałam 5 minut na wypicie całego. Potem 2 godziny trzeba czekać, a więc nie opłacało mi się wracać do domu, spacerować też za dużo nie można, bo za dużo by się spaliło, więc pozostały gry w telefonie - pochłonęły mnie na pierwsze 15 minut. Potem grałam nadal, ale chciało mi się mega spać i ten posmak glukozy w ustach... brrrrrr. Olusiowi bardzo się podobało i pił słodycz jak szalony, bo siedząc, aż mi brzuch wyrywało i się zastanawiałam, czy siedzący obok widzą, że moja dzidzia po prostu SZALEJE!!! Poszłam się przewietrzyć i 15 minut pochodzić, bo oszaleję inaczej !
Ok. Wróciłam. Pobrali mi krew. Wyniki wieczorkiem w necie. Zobaczymy.

Na ten tydzień pozostał mi już tylko gin w piątek. Zobaczymy, co pan gin ciekawego powie. Sama mam kilka pytań, np. o skurcze, które u mnie codziennie pojawiają się po kilka razy, trwają do kilkunastu sekund.

W drodze powrotnej wpadłam na pomysł, że ugotuję w końcu tą upragnioną przez moich facetów grochówkę na wędzonce :). 12:00 godzina, ja w sklepie, na głodniaka cały czas, oprócz glukozy na śniadanie. Stwierdziłam, że nie ma mowy, muszę zabić ten smak, bo po prostu puszczę pawia za chwilę. Ale czym?
Lody u Sowy? Nieeee, nic słodkiego.
Kiełbaska? Kabanosik? Hmmm, w sumie to nie, nie mam ochoty.
BAGIETKA? Ojjjj taaaakkkk ! Wyobraźcie sobie, że wsunęłam pół bagietki w drodze do domu !!!! Tak, wiem, wiem, milion kalorii. Dzisiaj sobie to wybaczam. Olusiowi też odpowiadała bagietka, co prawda nie tak jak wcześniejsza słodycz, ale też było ok :). Po powrocie do domu udało nam się jeszcze wepchnąć jogurt naturalny z muesli i kilkoma truskawkami :)

A w domu? Sajgon ! Szlifowanie to najgorszy etap całego remontu według mnie. Kurz jest wszędzie, dostaje się wszędzie i w ogóle stwierdzam, że na tym etapie nie ma w ogóle sensu sprzątać, bo jutro znowu będzie to samo. Skurzam więc sobie tylko to co na wierzchu i czekam, czekam na koniec tego horroru. Jak już to będzie zrobione, to będzie gites, już nic gorszego nie może się trafić !!!

Miłego popołunia dla Was i postujcie, komentujcie, bo nie wiem, czy tam jesteście, czy nie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz