Niedziela.
Siedzę w domu. Po długim spacerku z psem, odpoczywam. Śniadanie dzisiaj późne i nietypowe, bo zjadłam....pierogi z mięsem :). Dawno nie jadłam i jakoś tak mnie naszło. Pochłonęłam 8 sztuk :) D, wykorzystuje swój jedyny dzień wolny w tym tygodniu i jak to mówi "wykorzystuje ostatnie chwile wolności". Pojechał na ryby.
Ja poświęcam ten czas na moją lekturkę "Miłość nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej i śledzę dalsze losy bohaterów, do których poniekąd podczas ciąży się trochę przywiązałam :)
Pojawiły się też kolejne przepisy, które może Wam się spodobają. Dzisiaj pierwsza część :)
Jajecznica żydowska
Dużo, bardzo dużo cebuli, tyle co jajek. No, prawie.
Na łyżce (!) masła lub (jeszcze lepiej) gęstego smalcu, zeszklić cebulę pokrojoną w "piórka". Wbić jaja i zamieszać. Tuż przed końcem posypać pieprzem i solą. Pieprzu nie żałować !
Węgorz w zalewie octowej
Węgorza sprawić. Normalnie. Pokroić na dzwonka takie, długości palca.
Zagotować w wodzie i ją odlać.
Nastawić wywar: cebula, płatki marchwi, ziele angielskie i listek laurowy.
Jak już zacznie wrzeć, włożyć delikatnie dzwonka ryby i gotować 20 minut.
Posolić, dodać szczyptę pieprzu białego, cukier. Do tego ocet tak, żeby zaprawa wydawała się lekko za mocna.
Wkładać do słoiczków i mocno zakręcać. Stawiać do góry denkiem.
Trzymać w chłodzie.
Węgorz w zalewie - na zupę.
Zagotować w wodzie włoszczyznę. Wyjąć ją i włożyć połówki cebul. Sporo. Ziele angielskie i liść laurowy. Posolić, Zagotować. W weckach wkładać ciasno dzwonka sprawionego węgorza, zalać wywarem. W każdym słoju powinien być jeden listek laurowy i trzy ziarnka ziela. Pasteryzować 30 minut.
Znakomita baza do zupy rybnej i białego barszczu.
Eko-szarlotka Mańki
Żadnej mąki, cukru, ani proszków !
W misce zalać owsiane Muesli ze szklanką płatków owsianych - ciepłą wodą. Mogą być same płatki, ale mogą być też bakalie: wióry kokosowe, rodzynki i orzechy. Wody tyle, żeby nawet nie przykryła powierzchni. Dać czas - niech wsiąka. Do tak napuchłej masy wlać filiżankę stopionego masła. Mnóstwo jabłek (najlepsze antonówki, zresztą każde, byle kwaskowe) zetrzeć na tarce - "psa z budą", czyli ze skórką i ogryzkiem. Tak! Tam jest najwięcej pektyn i witamin. I duuuużo błonnika ! Dodać cynamon wedle uznania i pokrojone migdały.
Formę maznąć tłuszczem i wysypać bułką. Włożyć masę z płatków tak na półtora centymetra. Ona nie urośnie. Na nią jabłka - dużo.
Piec w piekarniku, w niskiej dość temperaturze, długo. Jakąś godzinę lub lepiej. Zgodnie z zasadami makrobiotyki, jabłka długo prażone same "oddają cukier". Robią się słodkie i nie potrzeba cukru !
Smacznie tu u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńW sumie to tak nie typowo tylko o jedzeniu, ale jakość tak "pasują" mi przepisy z książek Kalicińskiej :)
Usuń