czwartek, 26 września 2013

Jak Aleksander wielki przyszedł na świat :) cz.2

Jeszcze Wam dokończę z tej niedzieli, że oczywiście rano zjadłam śniadanie - 1 kanapkę + herbatkę. O 11:00 byłam już w szpitalu na KTG, no i całkowicie zaskoczona tak zostałam. Nie wiedzieli, czy da radę w tą niedzielę zrobić cc, no i ogólnie nie wiedzieli, co dalej ze mną, więc obiadu nie dostałam na wypadek operacji. Całe szczęście do pory kolacji już wiedzieli, że dzisiaj nic nie będziemy już więcej kombinować, więc dostałam żarełko. Kolacja godzina 17:00 - dwie skibki chleba, szyneczka, 4 plastry pomidora, kosteczka masełka. OMG! Nadal jestem głodna!!! Całe szczęście, że przed 19 przyjechał D. i przywiózł mi i wodę i paluszki, wielką paczkę !!!! Zbawienie !!!

Poniedziałek 16.09.2013 - tydzień 41
No i nadszedł poniedziałek. Normalny dzień w pracy w szpitalu, pełna obsada, profesor Czajkowski też podobno jest, czego dowiedziałam się od pielęgniarek. Pobudka o godzinie 5:00, podłaczenie do KTG na 30 minut i tak 6 razy na dobę. Śniadanie godzina 7:30 no i oczekiwanie na obchód. Przyszli. Z 5 lekarzy + jakiś 2 stażystów. Standardowo podchodzilii do każdego łóżka, opowiadali o każdej urzekającej historii. Doszli do mnie i oznajmili, że wielowodzie, masa maluszka wg usg 4000g, że nie zgodziłam się na wywołanie porodu. Jeden siwy pan szepnął do pani w kręconych włosach coś na ucho i wyszli.
Hmmmm...
Pielęgniarka do mnie:
- "A pani to chciała przecież rozmawiać z profesorem Czajkowskim?"
- "No tak"
- "No to właśnie wyszedł..."
- "Szkoda, że nie wiedziałam jak wygląda. Wśród tych wszystkich lekarzy, nie wiedziałam, że jest również on" - odpowiedziałam.

Jakieś 30 minut później przyszła do mnie wspomniana pani doktor w kręconych włosach. Okazało się, że jest kierownikiem oddziału porodowego. Dokonała badania. Oczywiście, szyjka zamknięta, rozwarcie 1,5cm, główka Oleńka wysoko. Brzuch bardzo napięty, wielowodzie oraz wielkość Oleńka daje się we znaki... Zapytałam doktorowej, czy wiadomo, co ze mną zrobią. Odparła, że muszą się naradzić z profesorem. Odparłam, że miałam zamiar z nim porozmawiać, ale niestety nie wiedziałam, że siwy starszy pan na obchodzie, to właśnie on... Powiedziałam, że bardzo chciałabym, aby zrobili mi cesarskie cięcie, ponieważ jestem pewna, że dziecko jest duże.. Oceniam to po wielkości brzucha, a także po ruchach małego i tym, że mimo, ze jest wielowodzie, brzuch jest duży to i tak doskonale wyczuwam części jego ciała. Przytoczyłam moje wcześniejsze doświadczenia i to, że w momencie pierwszego porodu z Wiktorem 3350g byłam popękana, a podczas porodu z Damianem - waga urodzeniowa miała nie przekraczać 3300g wg usg, a było 3970g i miałam wtedy cesarskie cięcie. Taka decyzja została podjęta nie ze względu na masę, ale dlatego, że maluch wystawił pierwszą rączkę.
Doktorowa kierowniczka oznajmiła, że musi się skonsultować z profesorem Czajkowskim i wspólnie z nim podejmą decyzję.
Tak też się stało. Jakieś 2 godziny później wiedziałam, że zrobią mi cesarskie cięcie. Wpisali to do dokumentów i tym samym kamień spadł mi z serca
Owszem, dokuczające było to, że przy każdym obchodzie było wspominane o tym, że nie wyraziłam zgody na wywołanie, i że jestem zakwalilfikowana do cesarskiego cięcia. Jedna z lekarek z bardzo otwartym stylem bycie i bez żadnych zahamowań powiedziała mi wręcz otwarcie do koleżanki po fachu, czytając moje dokumenty, że "ta pani nie zgodziła się na wywołanie, więc przygotuj się, że jak na zmianie nocnej zacznie się coś dziać, to musimy zorganizować cesarskie cięcie..."
Szczerze?
Zwisało mi to. Byłam pewna swego i tego, że nie jest to moje "widzimisię". Dla mnie najważniejsze było to, że dopięłam swego, że będę miała operację, że już wkrótce nasze małeństwo będzie z nami !!!
W ciągu dnia dowiedziałam się od doktorowej kierownikowej, że dzisiaj już mają zaplanowane kilka cesarskich cięć, więc moje bedzie jutro. Do 24:00 mogę jeść, do 2:00 w nocy pić. Potem nic absolutnie.
Hurrrrrrrraaaaaaaa !!!! W końcu jakiś plan ! I wiem, na czym stoję !

Pozostała część dnia ciągnęła się niemiłosiernie. Czytałam trochę książkę Kalicińskiej "Lilka", ale powiem Wam, że jak wróciłam do domu, to w ogóle nie pamiętałam tych rozdziałów. Chyba emocje, wrażenia i wszystko dookoła sprawiało, że w ogóle się na tym nie skupiałam...

Przerobiłam też kilka znajomości i wymienianych pacjentek w naszym 4 osobowym pokoju. W sumie to tylko jedna dziewczyna była ze mną tam od początku do końca. Dziewczyna z cukrzycą, po cesarskim, po usunięciu torbieli, jakoś w 32 tygodniu ciąży, na podtrzymaniu. Musiała cały czas leżeć - kaczka i te sprawy. Niewesoło...
Poza tym były też dwie, którym podawano oksytocynę. Jedna, która miała podobną sytuację jak ta powyżej, ale dostała miejsce na patologii ciąży, więc ją przenieśli i pozostało jej jakieś 8 tygodni do spędzenia w szpitalu.

Ogólnie to było znośnie, gdyby nie te obrzydliwie wygodne łoża !



cdn.

10 komentarzy:

  1. Widzę, że też miałaś niezłe przejścia w szpitalu. Mój pobyt przed porodem trwał tydzień i znałam już dobrze każdą położną, każdą pacjentkę na oddziale.. Nawet się już przyzwyczaiłam, nawet święta wielkanocne tam spędziłam.. Ale tak to jest, jak uparciuch siedzi w brzuchu i ani myśli sam z niego wychodzić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. całe szczęście, że nie był to okres świąteczny :) Naprawdę podziwiam dziewczyny, co muszą leżeć kilka tygodni w szpitalu. Ja całe szczęście tylko 5 dni :)

      Usuń
  2. DOBRZE LASKA!!! Tak trzeba! Chociaż ja jestem miękka dupa i pewnie w sytuacji tak kryzysowo-napięciowej pewnie nie byłabym taka pewna, ale chciałabym i podziwiam. Mogę to chyba zwalić na doświadczenie porodowe Mamy Jagody co??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to kierowałam się tym, że ciąża może przecież trwać nawet 2 tygodnie dłużej, a więc czas jeszcze był, skurczy i postępu brak, łożysko i przepływy działały poprawnie, więc nie było jakby bezpośredniego zagrożenia życia maluszka ani konieczności wywoływania tego porodu. Czas w moim przypadku bardzo mi pomógł, miałam możliwość dyskusji, podejrzewam, że jeśli akcja porodowa zaczęłaby się samoistnie, to zmuszona bym była do rodzenia sn.
      Ale dziękuję za słowa uznania !!!

      Usuń
  3. już nie mogę doczekać się dalszej częsic :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejną częśc bardzo fajnie się to czyta. Tęz chcialabym byc taka asertywna...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję! Ja mam bardzo przykre doświadczenia związane z decyzjami lekarzy na temat porodu. Po tym wszystkim uważam, że cc powinno być na życzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety, często nie wiemy tak do końca jakie mamy prawa i co możemy zrobić. Ja miałam to szczęście, że trafiłam na lekarkę, która sama nie zgadzała się z opinią profesora i mi delikatnie podpowiedziała, że mogę nie wyrażać zgody na oksytocynę.

      Usuń