wtorek, 1 października 2013

Jak Aleksander wielki przyszedł na świat :) cz.3

Wtorek 17.09.2013

Dzień, w którym nasze kochane dziecko przyszło na świat :)
Od 24:00 bylam bez wody i jedzenia i szczerze, to byłam tak przejęta tym wszystkim, że mimo kolejnych krzyków na porodówce i życia na oddziale 24h/dobę, że nie odczuwałam tego. W sumie to uczucie radości było większe od uczucia strachu. Zupełnie inaczej się patrzy na to wszystko jak jest zaplanowane. To coś jak "meta" - wiesz już, że na 100% zobaczysz o danej porze, danego dnia swojego kochanego maluszka !
Moje podejście do cesarskiego cięcia? Przyznam szczerze, że po pierwsze, to czułam ogromną ulgę, że nie będę rodziła naturalnie, po drugie czułam się pewnie, bo wiedziałam, jak to wygląda - samą operację wspominałam jako coś niebolesnego i coś co trwa krótko, gorzej z dochodzeniem do siebie, to wspominałam jako niestety trudny, bolesny i żmudny proces oraz ciężką pracę nad ciałem.

Od rana telefony od D. co i jak, czy ma się zwalniać z pracy, czy jechać, czy przyjechać do mnie, o której operacja, itp. itd. Nic jeszcze nie wiem, ale raczej nastawiam się na godziny popołudniowe. 9:00 obchód. Doktorowa-kierownikowa informuje mnie, że zaczniemy rano. Mam się wykąpać i przebrać w szpitalną sexy-koszulkę :). Jestem przejęta i szczęśliwa !!! Już niedługo zobaczę jak wygląda nasze Olątko !!! Wykąpana, przebrana czekam na łóżku. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i zostawiam torbę przy łóżku, D. jak przyjdzie, to ma się nią zająć,dzwonię do niego i mówię co i jak. Przyjedzie. Przychodzi do mnie pielęgniarka sprawdza brzuszek, goli linię bikini - OMG ! Całe szczęście będę miała cięcie jak poprzednio, przez otrzewną, gdzie blizny wcale nie widać :). Robią mi jeszcze raz morfologię. Idziemy wraz z lekarką na salę operacyjną. Po drodze wołamy anestezjologów i innych lekarzy, którzy mają uczestniczyć w operacji.
Zaczyna się.
Wchodzę na salę. Pełna obsada, w sumie to jest tam obecnych jakieś 15 osób? Lekarzy, pielęgniarek, neonatologów, anestezjologów. Matko ! Nie wiedziałąm, że będę miała aż taką widownię ! Na samym wejściiu stopy przyklejają mi się do czegoś jak lep na muchy na podłodze. Zaczynam się śmiać i trochę żartujemy z anestezjologami na rozluźnienie. Sala jest ogromna. Na środku łóżko i dwie ogromne lampy nad nim. Anestezjolog odaje mi w plastikowym małym kubeczku jak do syropu przeźroczysty płyn do wypicia, smak - jak woda z solą. Wypijam jeden "kieliszeczek" na odwagę :). Zadaje mi pytania o choroby, uczulenia, dane osobiste, itp, itd. Podaje drugi "kieliszeczek". Wypijam. Kładę się na łóżku. Zaczynają robić znieczulenie w kręgosłup. Kładę się na boku, nogi i broda do klatki piersiowej. Czuję jak wbijana jest igła między kręgi. Nie jest to bolesne, ale lekko nieprzyjemne. Trzy nakłucia. Przewracam się na plecy i czekamy na to, aż znieczulenie zacznie działać. Jestem sprawdzana "plasterkiem", tak to nazwałam. Plasterek był zimny i przeklejany mi po kolei na czoło, klatkę piersiową, brzuch, nogi i za każdym razem musiałam odpowiedzieć, czy coś czuję, a jeśli tak, to co - czy czuję zimno, czy tylko dotyk. Oczywiście nie ominęło mnie cewnikowanie, całe szczęście na znieczuleniu, grrr. Ok, płachta narzucona, nic nie widzę, wszystko słyszę, mogę ruszać rękoma. Nogami próbuję, ale sygnał nie dociera do nich z mojego mózgu. Zaczyna się, zaczyna !!! Nic nie czuję w sumie przez jakieś 5-10 minut. Operuje mnie lekarka i lekarz. Dostają się do maluszka i słyszę tylko pytanie, dlaczego nie zostało dzisiaj zrobione USG, bo jest położony twarzyczkowo. Trochę byli zaskoczeni tym ułożeniem, ale poradzili sobie, poprzekręcali go troszkę i "przód" był gotowy do wyjścia, ale trzeba było go wypchnąć jeszcze od tyłu. OMG ! Czułam tylko ogromny ucisk na żebra, trwało to dość długo, ale zacisnęłam zęby i dzielnie wytrwałam. Usłyszałam płacz Oleńka, zobaczyłam tylko jak dostał "klapsiaka" i tak i krzyczał, beczał dalej. Został przeniesiony na stolik do obróbki, który był umieszczony za moją głową. Dosłownie sekunda i już mi go pokazali i przytulili do mojej buzi. Jaki on był słodki ! Wyglądał taki zawinięty jak malutki bałwanek !!! I te różowe, ogromne policzki !!! Miałam wrażenie, że tak go zcisnęli, że wszystko mu się zebrało na tej małej buziulce !!! Cieplutki, różowiutki, taki delikatny !!! Coś cudownego !!!!  W sali zobaczyłam też doktorową-kierownikową, która przyszła kilka minut temu i uprzedziła lekarzy, że wód bedzie sporo. Na koniec ciekawa była faktycznej wagi Oleńka :)
Już jak go wyciągnęli to powiedzieli, że jest bardzo duży i faktycznie nie mylili się, waga to 4390g, długość 52cm, więc w sumie to długi nie jest, jest po prostu cudowny i w sam raz, bo jest nasz !!! Pediatra pokazała mi tylko dwie obrączki z datą, nazwiskiem, wagą, godziną urodzenia i poprosiła o potwierdzenie, czy wszystko się zgadza, a następnie założyła to naszemu skarbeńkowi na rączkę i nóżkę.
Ostatni etap operacji, czyli "oczyszczanie" brzucha oraz szycie. Samo oczyszczanie nie jest przyjemnym procesem, bo wyciskają Cię jak cytrynę - dosłownie ! I generalnie wiadomo, że masz znieczulenie, ale osobiście to było mi strasznie niedobrze i myślałam, że zwymiotuję. Powiedziałam o tym anestezjologowi i chyba podkręcili mi trochę dawkę znieczulenia, bo nawet nie pamiętam jak zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero w chwili kiedy już zciągali płachtę i przekładali mnie na łóżko pooperacyjne. Zostałam przykryta i ruszyłam w drogę na salę pooperacyjną. Co prawda Oleniek nie był ze mną, ale byłam przeszczęśliwa, że już mamy to za sobą, że maluszek jest zdrowy, że jest już na świecie !!!

A to my dzisiaj !!!




cdn ...

10 komentarzy:

  1. Oja faktycznie duży chlopak. Nasze 52cm to okruch przy olenku. Super, ze mamy za soba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) wrzucaj focie, jestem ciekawa jak wygląda Twój maluszek :)

      Usuń
    2. Jagoda nie chcę Małej wrzucać póki co, mogę powiedzieć, że jest tycia i ma z 5 cm włosów na głowie. Jak dojrzeję do wrzucenia to ujawnię się ;) Buziaki

      Usuń
    3. spoczko, rozumiem, nie ma problemu :))) Ściskam !

      Usuń
  2. Duży się urodził, dobrze że miałaś cesarkę. Zastanawiam się po co dają tego klapsa maluchom? Nie pamiętam żeby u mnie coś takiego było, to związane z cc?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie, to tez do końca nie rozumiem tego procesu, tym bardziej, jak maleństwo płacze po wyciągnięciu... Najważniejsze, że już po, że jesteśmy w domu i możemy się przytulać bez końca !!!

      Usuń
  3. kurcze cc to jednak poważna sprawa.
    operacja jakby nie patrzeć.
    dobrze, że już jesteście razem i szczęśliwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uwierz mi, po tym, jak się nasłuchałam na tej porodówce przez 2 dni, to cieszyłam się z tej cesarki jak dziecko :)

      Usuń
  4. Rzeczywiście, kiedy wyciągali wszystko z brzucha to mega dziwne uczucie. U mnie wyciągali, odchylali, rozszerzali, a Małego ani widu ani słychu, aż w końcu Go wyciągneli, takie Malutkiego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niefajnie i masakra, ale dobrze, że to już za nami !!!!!!!

      Usuń