Magiczna setka dzisiaj, 100 dni do porodu zostało, więc swojego rodzaju jubileusz :).
Coraz bardziej odświeża mi się pamięć i sobie przypominam, jak to było kiedy rodziłam wcześniej. No i nie ukrywam, coraz bardziej zaczynam się bać...
A ze wspomnień, to z moim pierwszym dzieckiem, Wiktorem, poród był naturalny, rodzinny, więc Dominik był obecny. No i niestety zemdlał przy podawaniu znieczulenia zzo :). To było urocze, bo cały obecny personel pobiegł do niego, a ja zostałam sama. Trochę sam był sobie winien, bo usiadł tak, że miał świetny punkt widokowy... Położna już w sumie nie chciała, żeby wchodził, żeby uniknąć drugi raz tego samego, ale on stwierdził, że jak już raz zemdlał, to przecież drugi raz mu się to nie zdarzy. I faktycznie tak było. To co pamiętam z samego porodu (14 lat temu !!!), to to, że w chwilach już naprawdę bolących Dominik mówił mi odwrotnie kiedy mam robić wdechy i wydechy, co mnie na maksa irytowało. I jeszcze kroplówka, której się trzymałam, taki długi, wysoki, metalowy pręt... Nie ukrywam, że miałam w chwili ostatecznej się nią zamachnąć i wszystkich skosić.
Z Damianem, naszym drugim synkiem, pojechałam do szpitala wieczorem, bo miałam skurcze, niestety w miarę upływu nocy skurcze zmniejszały się. Leżałam na porodówce, sama, przeszłam przez 3 rodzące kobiety, z czego jedna to się darła wniebogłosy, że prawie ogłuchłam, druga to w ogóle nawet nie zauważyłam, że urodziła - przyjechała, wyjechała i po sprawie - szacunek ! Rano pojechaliśmy na usg, powiedzieli mi, że dziecko będzie miało 3300 g najwięcej i jest ok, wróciły skurcze i po południu pojechaliśmy już razem z Dominikiem do sali porodowej (rodzinny), czekamy, leżymy, skurcze się nasilają, okazało się, że Damian usilnie wystawiał pierwszą rękę, próbowali przesunąć łapkę, poduszki pod tyłek, leżenie na płasko, masaże. Nic. Ten upór pozostał mu do dzisiaj :). Decyzja o cesarce, płacz, moja pierwsza w życiu operacja. Dominik nie może być. Wszystko trwało jakieś 30 minut. Wszystko słyszałam, widziałam. Damian na początku nie płakał, potem dopiero zaczął. Był lekko zaskoczony całą sytuacją chyba no i ważył 3970g ! :) A potem najbardziej zapłakane dziecko na oddziale, non stop u mnie i 5 dni w szpitalu.
Ogólnie to poziom bólu podczas samej akcji porodowej, to na pewno był mniejszy przy cesarskim cięciu. Samo dochodzenie do siebie to stanowczo było szybsze i lepsze po normalnym porodzie. Po cesarskim cięciu, jak zeszło znieczulenie, to musiałam się wspomagać zastrzykami z pyralginy, no i miałam problemy z chodzeniem. Samo czucie w miejscu przecięcia wróciło dopiero jakoś po dwóch latach. Po normalnym porodzie idzie to znacznie, znacznie sprawniej :)
Tyle ze wspomnień, ciekawe jak będzie tym razem :), jeszcze tylko 100 dni ... :)
Miłego dnia !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz